Prokurator Antoine Haushalter powiedział, że proces trzech byłych pracowników firmy Ubisoft w sprawie domniemanego znęcania się, wykorzystywania seksualnego i - w jednym przypadku - usiłowania napaści na tle seksualnym był punktem zwrotnym dla całej branży twórców gier. To pierwszy proces na tak dużą skalę, jeśli chodzi o tę branżę, którego źródłem były zwierzenia kobiet w ramach ruchu #MeToo. Haushalter powiedział, że w toku śledztwa odkryto "przytłaczające" dowody na prześladowania - i jest to bardzo delikatne określenie na przykłady, o których zaraz się dowiecie.
W trakcie czterech dni przesłuchań byłe pracownice studia opisywały różnego rodzaju zachowania, takie jak przywiązywanie do krzesła, zmuszanie do wykonywania stójek na głowie, były obiektem ciągłych uwag odnośnie życia seksualnego, swojego wyglądu, musiały znosić seksistowskie i homofobiczne żarty, na swoich komputerach znajdowały przyklejone rysunki genitaliów, przełożeni "puszczali gazy" prosto w ich twarze, mazali po nich markerami, udzielali im nieproszonych masaży ramion bez zgody kobiet, odtwarzali filmy pornograficzne w ogólnodostępnej przestrzeni biurowej. Znalazł się nawet przypadek menedżera, który miotał biczem nad głowami pracowników - a to jedynie wybrane przykłady z całej listy. Wszyscy trzej oskarżeni wyparli się zarzucanych im czynów.
Prokurator powiedział, że "świat i subkultura gier wideo" miały element systemowego seksizmu i potencjalnego znęcania się. Powiedział też, że ruch #MeToo był tym, co pozwoliło ludziom mówić głośno o tym, co spotyka ich w pracy:
Nie chodzi o to, że takie działania nie były wcześniej karane prawem. Po prostu były uciszane, ale od teraz już nie będą.